Europa Środkowa to dziwny region. Szary i smętny. A przynajmniej tak – czort wie dlaczemu – postrzegamy go my, jego mieszkańcy. Rzadko kiedy uświadamiamy sobie, że to właśnie my uczyniliśmy z tej bogu ducha winnej krainy dolinę płaczu i narzekań. Gdzieś głęboko w nas siedzi defetyzm, oswajany i pielęgnowany niczym miła tradycja; grzeje nas jak herbatka u babci, jak wigilijny barszcz.
Jakiś czas temu gościłem w Cieszynie przyjaciół z Austrii, którzy nawiązali nić porozumienia z lokalsami dopiero w momencie, gdy stwierdzili, że Polacy i Czesi też uwielbiają narzekać przy piwie. „Chryste” – powiedział jeden z nich, zdmuchując piankę – „Nawet nie wiecie, jak uciążliwy jest zapał i sumienność Niemców. Jeżeli Austriak ma problem, to po prostu idzie się poużalać do knajpy. Nie to, co Niemiec – ten od razu podwija rękawy i wymyśla, co z tym fantem zrobić. Koszmar.”
Z każdą dalszą wyprawą za granice, z każdą kolejną napotkaną tam osobą nabieram wrażenia, że coś poszło nie tak, że zagalopowaliśmy się z tą naszą anhedonią. Podkreślam, iż sam jestem chronicznym czarnowidzem i introwertykiem, który potrzebuje swojej regularnej dawki świętego spokoju. Pomimo tego uważam, że warto wyruszyć w dowolnym kierunku – do Skandynawii, na południe, na Bliski i Daleki Wschód, czy też przez ocean – aby przypomnieć sobie, że uśmiech obcej osoby na ulicy nie jest niczym zdrożnym ani nienormalnym.
Ostatecznie przekonała mnie o tym wyprawa do Azji. W Wientianie, stolicy Laosu, staraliśmy się wypytać o czas oraz warunki podróży dwóch kierowców autokaru, którzy nie znali ani jednego słowa po angielsku. Podczas całej rozmowy prowadzonej na migi i grymasy naszym rozmówcom ani na chwilę nie zszedł z twarzy szeroki, serdeczny uśmiech. W Kambodży i Tajlandii ta azjatycka uprzejmość i chęć pomocy kilka razy stwarzała nie lada problem – ludzie pytani o drogę szczerzyli zęby i wskazywali ręką w dowolnym kierunku, chociaż nie mieli zielonego pojęcia, o co dokładnie pytamy.
Kiedy po przylocie do Azji udało nam się zgubić w ulicach Bangkoku, praktycznie od razu zatrzymała się przy nas dziewczyna przejeżdżająca obok na skuterze – przejrzała mapę, zadzwoniła z własnej komórki do naszych gospodarzy, a w końcu złapała dla nas taksówkę. W kambodżańskim Sihanoukville dyrektor hotelu wysłał rano swojego syna, aby ten odwiózł nas samochodem na dworzec autobusowy. Naprawdę są na tym świecie miejsca, gdzie podanie pomocnej dłoni nie napawa podejrzeniami.
Za nasz wredny humor nie możemy winić nawet niskich dochodów lub standardu życia – w najbiedniejszych rejonach, w których przeciętny zarobek wynosi zaledwie kilkadziesiąt dolarów miesięcznie, nie spotkałem żadnej opryskliwej ekspedientki wysysającej z zębów resztki drugiego śniadania. A po drugiej stronie skali? Słowa te piszę w Australii, gdzie każda kasjerka rozpoczyna rozmowę jowialnym „Cześć, jak Ci minął dzień?”, a niektóre nawet – o zgrozo! – wdają się w spontaniczne rozmowy z przypadkowymi klientami. I to wcale nie w osiedlowym warzywniaku, ale w dużych supermarketach, świątyniach zbiorowej anonimowości.
Może powiecie – toż to klasyczny syndrom wakacyjny. Na urlopie, w wyjeździe wszystko widzimy na różowo, ludzie są uśmiechnięci, świat wydaje się lepszy. Dobrze, jeżeli nie podoba wam się ten tekst, to napiszcie list. Ostry, krytyczny.
Co zrobię? Od razu po powrocie pójdę się pożalić znajomym do cieszyńskiej Partyki, jeszcze tego samego wieczoru zapomnę o całym problemie, a w kilka dni później będę kontynuował pisanie kiepskich felietonów. Ale być może będzie inaczej – może uśmiechnę się przepraszająco i dołożę wszelkich starań, aby kolejny artykuł był o wiele lepszy. Obiecuję, że będę dobrze pilnował tych różowych okularów.
Tekst opublikowany w miesięczniku Zwrot (6/12).
6 komentarzy
Brax
28/06/2012 at 12:05Subiektywna ocenia Europy Środkowej. Ogromne uogólnienie na temat jakiegoś charakteru Polaków i Polski. Polska jest bardzo kolorowym krajem i można spotkać super ludzi, uśmiechniętych i nie zazdrosnych. Trzeba tylko poszukać. Skoro podróżujesz to chyba wiesz, że trzeba czasem poszukać dalej, ale i tuż za progiem jest ok.
Darek
30/06/2012 at 04:54Oczywiście, że można – nie twierdzę, że tacy są wszyscy. Być może jest to krzywdząca generalizacja, ale moim zdaniem coś w tym będzie, skoro to, że jesteśmy ponurakami, zauważają też cudzoziemcy przyjeżdżający w nasze strony.
Brax
01/07/2012 at 13:11Oj, autorze, zawsze tak samo, poprawnie odpowiadasz. Piszesz coś po czym sam się po części z tym nie zgadzasz. A uogólnianie i uzywanie stereotypów to przejaw lenistwa i chęć upraszczania świata, układania go wg siebie. Fakt, że mógłbym tak skrytykować każde uogólnienie, ale wtedy chyba pisanie o jakiejś „rzeczywistości” nie miało sensu? Osobiście nie spotkałem się z opiniami obcokrajowców na temat „naszych stron”, jakobyśmy byli „szarzy” i „nudni”. Rzeczywistość biorę w nawias.
Darek
02/07/2012 at 00:16Ok, od dzisiaj postaram się odpowiadać niepoprawnie. Co do naszej renomy wśród obcokrajowców – zaufaj mi, ten stereotyp ponuraka rzeczywiście pokutuje ;) Patrz : http://static.fjcdn.com/pictures/Rainbow_aa8536_2119690.jpg Masz rację, niektóre uogólnienia są szkodliwe, ale ja jakoś nie potrafię sobie wyobrazić pisania felietonu bez subiektywnych spostrzeżeń, w formie analitycznej pracy naukowej.
Brax
02/07/2012 at 21:09Nie wiem czy taki stereotyp pokutuje. Felieton jest chyba formą mającą niewiele wspólnego z naukową analizą, a bardziej z osobistymi emocjami. Spróbuj uśmiechać się częściej do ludzi w naszym regionie, a zobaczysz, że „statystyki” uśmiechu zmieniają się :-)
Darek
03/07/2012 at 04:04Nu, dokładnie taka miała być puenta tego tekstu :)