Melbourne może nie jest tak wystrzałowe jak Sydney, ale ma duże serce – i malutkie pingwiny.
St Kilda to dzielnica leżakowania, łażenia po barach i bujania się z artystyczną bohemą. W dzień można tutaj paść na plaży lub zabawić się w historycznym lunaparku, jednak w nocy turyści przybywają tu z zupełnie innego powodu. Na końcu molo, za stylowym budynkiem z 1904 roku (patrz pierwsze zdjęcie), w przystani otoczonej wałem z głazów odbywa się ptasie show – dziesiątki pingwinów wracają z łowów do swoich gniazd.
Przybyliśmy na miejsce tuż przed zachodem słońca, aby znaleźć się jak najbliżej akcji – na drewnianym podeście u podnóża głazów zebrała się już liczna grupa widzów czekających na przybycie gwiazd wieczoru. Na miejscu nie wolno używać latarek ani fleszy (i bardzo dobrze!), ciemność oświetlają tylko czerwone lampy wolontariuszy, którzy dbają o bezpieczeństwo i komfort obserwujących i obserwowanych.
Chwilę po zapadnięciu zmroku taflę wody rozcięło pasemko fal w kształcie litery V. Czarna główka pojawiła się nad wodą, znowu zniknęła i wyskoczyła o kilka metrów bliżej. Małe to, ale szybkie jak diabli.
Pierwsze pingwiny wyglądały na lekko speszone. Wyskoczyły z wody na piasek, zgarbiły się i po chwili człapania w miejscu przebiegły tuż pod naszymi nogami i zniknęły w skalnych szczelinach. Kolejni goście nabierali jednak odwagi – coraz częściej paradowali wzdłuż podestu, a w końcu zostawali na dłużej, aby powitać znajomych powracających z morza.
Pingwiny małe są – nomen omen – najmniejszymi pingwinami na świecie, w pozycji wyprostowanej mają 34 centymetry wysokości, ważą zaledwie półtora kilograma. Zamieszkują wybrzeża Australii, Nowej Zelandii i Tasmanii, chociaż podobno pojawiły się aż w Chile. Na Nowej Zelandii nazywane są „blue penguins”, a w Australii „little penguins”.
Możemy w tym miejscu obalić dwie miejskie legendy związane z tymi maluchami. Pierwsza – Australijczycy nazywali je wcześniej „fairy penguins”, więc przez jakiś czas miejscowi konserwatyści rozsiewali plotki, że zmianę nomenklatury wymusili aktywiści LGBT („fairy” to nie tylko wróżka, ale też niewybredne określenie homoseksualisty). Fałsz.
Drugą legendą są słynne „sweterki dla pingwinów”. Po wycieku ropy w 2000 roku pewna organizacja poprosiła miłośników przyrody o przesyłanie wełnianych sweterków, które mogłyby ogrzać poszkodowanych i wchłonąć zanieczyszczenia pokrywające ich pióra. Akcja szybko wymknęła się spod kontroli i osiągnęła globalny rozmach, w Internecie pojawiły się instrukcje i szablony do szydełkowania. Gdy liczba nadesłanych sweterków przekroczyła 15.000, organizatorzy musieli oficjalnie poprosić o wstrzymanie dalszych działań.
Podobne historie wracają jak bumerang, najnowsza pochodzi z 2014 roku. Nie musicie jednak sięgać po druty i kłębki – większość ekspertów twierdzi, że takie akcje (jakkolwiek sympatyczne) nie mają większego wpływu na dobrostan pingwinów. Swetry niewiele pomagają, a mogą nawet zaszkodzić, ponieważ ich ubieranie stresuje zwierzęta. Jeżeli zaś chodzi o walory estetyczne, to pingwiny małe są wystarczająco urocze nawet bez pomocy modnych dodatków.
Wróćmy jednak na plażę, a raczej do sensacyjnego tytułu tego wpisu.
W pewnym momencie w ciemności zaczęły się odzywać dziwne skrzeki – stojąca obok nas wolontariuszka uniosła lekko brew i zawyrokowała: „O, stosunek”. Skierowała snop czerwonego światła na piasek, gdzie dwa małe pingwiny faktycznie zajmowały się robieniem jeszcze mniejszych pingwiniątek.
Nota bene: chyba mamy na te zwierzaki jakiś zły wpływ, bo już drugi raz wniosły w naszą fotorelację wątki erotyczne (patrz kangury z poprzedniej wyprawy)
Na szczęście reszta pingwinów zachowała pozory przyzwoitości i grzecznie pozowała do zdjęć. Może wiedzą, że pomimo conocnego najazdu turystów kolonia z St Kilda ma się całkiem dobrze? W wielu innych miejscach pingwiny małe atakowane są przez drapieżniki zawleczone tutaj z Europy; w ubiegłym roku w jednym z takich zajść fretki wybiły na Nowej Zelandii 29 ptaków.
Władze Victorii szukają więc nowych sposobów na ratowanie sytuacji – po tym, co zdziczałe koty i lisy w ciągu 5 lat zmniejszyły liczebność kolonii na wyspie Middle Island z 1000 do 4 (!) osobników, do akcji wkroczyły specjalnie tresowane owczarki maremma, które wkrótce zaczęły przywracać pierwotną równowagę. Więcej o tym niezwykłym eksperymencie możecie przeczytać tutaj.
Wrócimy jeszcze do Melbourne w kilku kolejnych notkach. Pisaliśmy już o wspaniałej miejscowej sztuce ulicznej i o festiwalu jedzenia w Queen Victoria Market, napiszemy jeszcze o będą ogrodach botanicznych. Tymczasem niech utuli was do snu rzężenie ptactwa w smokingach.
10 komentarzy
Marcin - NRWTrip
11/08/2015 at 10:43Ładnie to tak przerywać czyjeś intymne igraszki? :) Pingwiny to faktycznie bardzo fajne stworzenia. Miałem okazję podziwiać je jedynie w ZOO ale może kiedyś natrafi się okazja spotkać je podczas swojej wyprawy.
Przedeptane
11/08/2015 at 10:54Nie było żadnego przerywania – jak widać na zdjęciu, nasza obecność wcale nie peszyła romansującej pary :D
Marta
11/08/2015 at 11:28Świetny post! Nie wiedziałam, że w Melbourne są takie przyrodnicze atrakcje! Zdjecia fajnie oddają klimat, ale na pewno obejrzenie mini pingwinkow na żywo to znacznie większa frajda :) Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy – zwłaszcza ten o 'street art”. Pozdrawiam
Przedeptane
11/08/2015 at 11:39Właśnie, właśnie, leży nam tu pokaźna kolekcja streetartowych fotek z Melbourne i ciągle nie możemy się za to zabrać :) Będzie, obiecujemy.
Australove
12/08/2015 at 15:00Będąc w St. Kildzie mieliśmy okazję zobaczyć 3 pingwinki w dzień – ukryte w skałach chłodziły się w upalny dzień. Widok wspaniały i jeszcze większe zaskoczenie, że zamieszkują Australię :)
Natalia | Biegun Wschodni
12/08/2015 at 18:42Takie pokazy pornograficzne w wykonaniu zwierząt są niezwykle interesujące, no nie? Nie wiem dlaczego, ale ludzi bardzo intryguje jak robią TO zwierzaczki. Ja ostatnio mam takie sceny w domu, gdzie mój żółw stepowy, z braku partnerki, kopuluje co się nawinie. Swoją drogą, gdyby ktoś miał żółwicę stepową, to mój Stefan chętnie ją pozna. Samo obwąchanie samiczki go uspokaja na kilka tygodni.
Ibazela | Love Traveling
14/08/2015 at 09:13Stefan? Ten żółw z dużego pokoju? A taki spokojny się wydawał. Cicha woda ;)
Przedeptane
14/08/2015 at 09:15My możemy najwyżej pożyczyć starą i wredną legwanicę. Wybije mu amory ze skorupy :)
Ibazela | Love Traveling
14/08/2015 at 09:16No dobra, temat postu faktycznie chwytliwy, ale cieszę się, że jednak się nie potwierdził w treści, bo doszłabym do wniosku, że już całkiem zdziwaczeliśmy, jako społeczeństwo ;)
Zastanawia mnie dlaczego czerwone światło? Pingwiny nie widza w tym zakresie / paśmie?
Przedeptane
14/08/2015 at 11:37Dokładnie :) Wiele zwierząt (i praktycznie wszystkie nocne) nie widzą czerwonego światła. Dlatego na przykład lampy grzewcze montowane w terariach są farbowane na czerwono – mogą świecić nawet w nocy nie naruszając snu hodowanego zwierzaka. Tutaj kilka słów naukowego wyjaśnienia (ENG): http://www.feathersandphotos.com.au/forum/showthread.php?15755-Why-you-should-use-red-light-for-watching-nocturnal-animals&s=7598d08916131b300ea1af8361106383