Dla wielu turystów Australia zaczyna się na Sydney, a kończy na Uluru. A szkoda, bo zachód kontynentu też ukrywa sporo skarbów.
Aby dotrzeć do Perth, trzeba solidnie nadłożyć drogi – miasto, a nawet cały stan są odizolowane od reszty kontynentu, prawie nikt nie ląduje tutaj przez przypadek. Chociaż Perth prężnie się rozwija, to nadal pozostaje w cieniu dużych miast na wschodnim wybrzeżu Australii. Centrum można przejść pieszo w kilka minut i nie dysponuje żadnymi większymi atrakcjami, pozostałe dzielnice ciągną się w nieskończoność we wszystkich kierunkach i czasami trudno do nich dotrzeć miejską komunikacją. Bez samochodu ani rusz.
Może i Perth nie jest klejnotem urbanistyki, jednak ma wiele innych zalet. Przede wszystkim przedstawia główną bazę wypadową dla zwiedzania całej Australii Zachodniej – można stąd wyruszyć na południe, gdzie znajduje się zielony cypel kontynentu porośnięty lasami eukaliptusów karri; na wschód, w stronę najprawdziwszego, czerwonego outbacku i znanej skały Wave Rock; i na północ, do Pinnacles – słynnej formacji skalnej, oraz zatoki Shark Bay, gdzie można popływać z delfinami lub zobaczyć prastare stromatolity.
Także sama stolica stanu ma kilka asów w rękawie. Oprócz obowiązkowej wycieczki na Rottnest Island (już wkrótce opublikujemy osobną notkę o tej wyspie), niewątpliwą atrakcją jest wybrzeże miasta, które tworzy jedno, długie pasmo białego piasku. Tutaj akurat odizolowanie Perth działa na korzyść plażowiczów – powyższe zdjęcie z miejskiej plaży Scarborough dowodzi, że nie trzeba się tutaj bić o miejsce na rozłożenie ręcznika.
Dużą atrakcją dla miłośników architektury są starsze dzielnice, które posiane są willami w stylu art deco. Spacer po tych okolicach jest podróżą w czasie do lat 20. i 30. XX wieku – całe ulice wyglądają jak żywcem wyjęte z filmów kina noir albo Wielkiego Gatsby’ego. Nocowaliśmy w jednym z takich domów, którego właściciele zachowali do dzisiaj oryginalne kafelki, drewniane boazerie i drzwi. Był nawet mechaniczny dzwonek na korbkę. Cudo.
Naszym prywatnym zboczonkiem są ogrody botaniczne, a więc i w Perth nie mogliśmy ominąć tego punktu programu. Kings Park znajduje się na wzgórzu nad miastem i może się pochwalić piękną kolekcją banksji – jednego z symboli miejscowej flory, krzewu ważnego zarówno dla Aborygenów, jak i białych Australijczyków. Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć cztery etapy kwitnienia tej niepowtarzalnej rośliny. Kwiaty w pełnym rozkwicie mają różne kolory – w zależności od gatunku mogą być żółte, czerwone, pomarańczowe lub wielokolorowe. W dotyku przypominają szczotkę z twardymi szczecinami (zdjęcia 2 i 3).
Kwiaty w ostatnim stadium – przedstawione na czwartym zdjęciu – zainspirowały May Gibbs, autorkę słynnej serii książek dziecięcych. Występują tam jako złe, leśne duchy – antagoniści bohaterów tych bajek, czyli malutkich, eukaliptusowych maluchów (ilustracja poniżej). Później kwiat nabiera jeszcze dziwniejszego kształtu – zrzuca włoski i zamienia się w suchą szyszkę z pokracznymi drewnianymi naroślami. Przywieźliśmy ich kilka do domu, na pewno pokażemy je na wykładach.
Nota bene – australijska przyroda chyba lubi nadawać kwiatom dziwaczne kształty.
Co ciekawe, wiele kwiatów nie zapylają pszczoły lub motyle, ale ptaki, a nawet nietoperze. Dlatego często są czerwonego koloru, który dla insektów jest praktycznie niewidoczny, za to ptaki widzą go bardzo dobrze. Jednym z takich zapylaczy jest na przykład koralicowiec z poniższego zdjęcia. Teoretycznie miodojad – nam próbował dorwać się do kanapek.
Podczas jednej z wycieczek na obrzeża Perth trafiliśmy nad tamę wodną Mundaring Weir, którą zbudował tutaj w 1903 roku irlandzki inżynier C.Y. O’Connor. O’Connor był autorem i wykonawcą odważnego projektu hydrotechnicznego (tzw. Goldfields Water Supply Scheme), który miał zapewnić dostawy wody dla całego regionu – inwestycja wynosiła 2,5 miliona dolarów i od początku uważana była za ryzykowną, a nawet niewykonalną, ponieważ zakładała transportowanie wody rurociągiem na odległość 530 kilometrów. Dzisiaj system zaopatruje w wodę ponad 100.000 mieszkańców jednego z najbardziej suchych rejonów świata.
O’Connor, człowiek honoru i absolutny perfekcjonista, ostatecznie nie wytrzymał presji i postanowił odejść z tego świata w wielkim stylu. Tuż przed dokończeniem tamy wjechał na swoim koniu w morze i odebrał sobie życie strzałem z pistoletu. Wydarzenie to upamiętnia dzisiaj pomnik konny postawiony w wodzie na plaży nazwanej jego imieniem.
Ostatnio pojawiło się kilka katastroficznych prognoz, zgodnie z którymi całą Zachodnią Australię czeka w najbliższych latach kolaps dostaw wody. Póki co okoliczne tereny tętnią jednak życiem – w jednym z parków na obrzeżach miasta po raz pierwszy spotkaliśmy w przyrodzie potężne kangury szare.
Nie brakuje też różnych bzyczków, motyli i innych sześcionogów.
Jak już jednak wspomnieliśmy, największym atutem stolicy Zachodniej Australii pozostaje ocean i piasek. Najbardziej znane plaże znajdują się południu Perth, w mieście Fremantle. Smażenie ciał ma tutaj długą tradycję – miejscowi przychodzą na plażę Cottesloe (patrz poniższe zdjęcie) już od ponad stu lat. Wcale im się nie dziwimy – zachodnioaustralijskie plaże należą do najładniejszych, jakie dotychczas udało nam się zobaczyć. Ogrom wolnej przestrzeni i gra kolorów naprawdę robi wrażenie.
Życie miasta jest tutaj idealnie przeplecione z naturą (czasami nawet za bardzo – w Zachodniej Australii zdarzają się ataki rekinów). Oprócz mnóstwa gatunków wodnych ptaków to właśnie tutaj spotkaliśmy scynki krótkoogonowe, kolejny symbol australijskiej fauny. Te duże, rozkosznie ociężałe jaszczurki – nazywane blue tongues ze względu na niebieskie języki, którymi odstraszają potencjalnych wrogów – przychodzą tutaj wyjadać resztki sałatek spadających z balkonów restauracji.
Naszym zdecydowanym faworytem były jednak plaże dla psów na północy Perth. Dzięki nim ostatecznie zrozumieliśmy, dlaczego w 2014 roku uplasowało się ono na 9. miejscu listy najlepszych miast do życia (w pierwszej dwudziestce znalazły się aż cztery australijskie metropolie!).
Pożegnamy się z wami trzema fotkami z tych miejsc.
Jak widać, Perth jest naprawdę dobrym miejscem. Nie tylko dla ludzi.
P.S.
Serdecznie dziękujemy wszystkim dobrym duszom, które opiekowały się nami w Perth w pierwszych i ostatnich dniach naszej australijskiej podróży – Gerardowi i Pauli (za gościnność), Maxowi (za towarzystwo), Reni i Mirkowi (za pomoc i dobrą radę). Transkontynentalne uściski dla Was wszystkich!
4 komentarze
Weronika
13/04/2015 at 12:13Piękne zdjęcia i opis,z jednym”ale”.Australia zachodnia nie słynie z ataków rekinów,a przynajmniej nie bardziej niż Australia wschodnia.Najwięcej ataków zdarza się na wschodnim wybrzeżu Australii, z prostej przyczyny, to tu jest najwięcej ludzi.W dodatku większość ataków,to ataki na surferów i nurków.Prawdopodobieństwo doznania wątpliwej atrakcji w postaci ugryzienia przez rekina jest ponadto niebywale niskie i statystycznie rzecz ujmując mniej prawdopodobne niż jeszcze kikadziesiąt lat temu(mimo,że w Australii zdecydowanie przybyło ludzi-rekinów raczej ubyło).W latach 1930-1939 odnotowano ok.60 ataków na milion ludzi(ataki dotyczą łączniewszystkich wybrzezy Australii),natomiast w okresie od 2000 do 2009 roku zanotowano „jedynie: 30 ataków na milion mieszkańców.W całej Australii od 1791 roku doszło do 976 ataków rekinów, z czego co czwarty był śmiertelny. Statystycznie rocznie w starciu z rekinem ginie średnio jedna osoba.
Weronika
13/04/2015 at 12:33A,jeszcze taka ciekawostka.Średnia roczna liczba ataków ze skutkiem śmiertelnym dokonanych przez psy na terenie samych tylko Stanów Zjednoczonych przekracza 30 osób rocznie,natomiast śmierć w wyniku ataku rekina w skali roku dotyczy średnio 5 osób na całym świecie.
Przedeptane
13/04/2015 at 13:01Dzięki za komentarz – w pełni się zgadzamy, postaram się jakoś przeredagować to zdanie…
W tekście niestety nie było miejsca na zgłębienie tematu, ale na wykładach zawsze staramy się podkreślać, że te sensacyjne doniesienia o masowych atakach rekinów są mocno przerysowane.
Przedeptane
13/04/2015 at 13:02Tu jeszcze mapka, która faktycznie pokazuje, że „stolicą” ataków w Australii jest właśnie Sydney http://d3lp4xedbqa8a5.cloudfront.net/s3/digital-cougar-assets/AusGeo/2013/09/11/7245/shark_attack_zones.jpg