Macie dość motywujących wpisów o podróżach? Oto kilka prostych wskazówek, które pomogą Wam zmienić wymarzony wypad w australijskie góry w pasmo fenomenalnych porażek.
(Wszelkie poniższe wydarzenia i osoby są dziełem fikcji i w żadnym wypadku nie mają związku z naszą wycieczką w Góry Błękitne pewnego upalnego, grudniowego dnia w 2014 roku).
Punkt 1
Nie zapomnijcie o odpowiednim przygotowaniu i dzień lub dwa przed wyjazdem zaraźcie się anginą lub inną chorobą od któregoś z bardziej cherlawych znajomych. W ten sposób będziecie mogli cierpieć nawet na najłatwiejszych szlakach turystycznych.
Lifehack: anginę najłatwiej złapać tutaj właśnie w grudniu, kiedy panują największe różnice temperatur między sydnejskim betonowym piekarnikiem a wymrożonymi wnętrzami pociągów i autobusów. Na ten czas przypada także szczyt sezonu turystycznego, którego gorzki owoc zbierzecie w kluczowych etapach wyprawy.
Punkt 2
Ponieważ jednodniowa wycieczka do Blue Mountains zajmuje kilkanaście godzin, ustawcie budzik na siódmą rano, ale olejcie go i śpijcie co najmniej do dziewiątej. Rozpoczniecie dzionek od stresu i bieganiny, które będą świetną uwerturą do tego, co przyjdzie później.
Punkt 2
Tak naprawdę zapomnijcie o punkcie pierwszym, ponieważ dla żalturysty najlepszym przygotowaniem jest brak przygotowania. Absolutnie nie sprawdzajcie połączeń w Internecie i postanówcie, że zorientujecie się na miejscu, aby stracić kolejnych kilkadziesiąt minut na dojazd do centrum i bezradne wałęsanie się między peronami.
Punkt 3
Po czterdziestu minutach błądzenia ostatecznie odkryjcie, że w tym miesiącu pociąg do Katoomby – głównej bazy wypadowej do Blue Mountains – w ogóle nie odjeżdża z centrum i że zamiast niego podstawione są autobusy, chociaż nikt dokładnie nie wie gdzie. Wtopcie się w stado podobnie zdezorientowanych bohaterów tej kafkowskiej sytuacji.
Lifehack: dla pewności nie pytajcie miejscowych o miejsce postoju autokarów – istnieje ryzyko, że jakaś dobra dusza faktycznie Wam pomoże, pozbawiając Was możliwości panicznego truchrania w te i we w te i przeklinania Milczącego Absolutu.
Punkt 4
Po dłuższych poszukiwaniach odkryjcie na zapleczu dworca prowizoryczny przystanek, z którego co pół godziny odjeżdża klimatyzowany autokar. Jeżeli nie zdążyliście złapać anginy wcześniej, to teraz macie ostatnią okazję.
Punkt 5
Po przybyciu do Katoomby postanówcie, że nie będziecie płacić za mikrobus kursujący między punktami wyjściowymi poszczególnych tras. Pełzajcie między nimi pieszo po rozpalonym asfalcie – dzięki temu pozbędziecie się ewentualnych zapasów wody, czasu i energii, których później zabraknie Wam podczas prawdziwego zwiedzania.
Punkt 6
Ruszcie z buta prosto do głównego punktu widokowego, aby w końcu rozkoszować się pięknym krajobrazem Blue Mountains zza kilkuset głów turystów (patrz Punkt 1).
Korzystając z łokci, łaskotek i umiejętnie wymierzonych ciosów statywem fotograficznym przedostańcie się do barierki, aby szybko zrobić kilka zdjęć dziewiczej australijskiej głuszy. Hasztagi: #naturelover #adventure #trekking #staringintoanabyss
Punkt 7
Ze względu na brak czasu i sił (patrz punkty 1-6) wybierzcie najkrótszy i najłatwiejszy szlak. Polecamy szlaki z tabliczką „dostępne dla osób na wózkach inwalidzkich”, a więc takie, na których na pewno spotkacie kilkunastoosobowe rodziny azjatyckich turystów w wieku od 8 do 80 lat. Być może uda Wam się nawet wpasować między dwie familie i radośnie przecierpieć całą drogę w takim dalekowschodnim sandwiczu.
W ten prosty sposób ograniczycie także do minimum szanse na obcowanie z miejscową fauną, którą niezawodnie odstraszy błyskanie fleszy, muzyka odtwarzana z komórek, nawoływanie się między poszczególnymi członkami rodzin oraz okładanie chaszczy różowymi parasolkami Hello Kitty.
Punkt 8
Jeżeli mimo wszystko zostało Wam jeszcze trochę czasu i infantylnej chęci do życia, możecie wyruszyć na któryś z dłuższych i bardziej wymagających szlaków – zwłaszcza, że na tym etapie kombinacja duchoty, nieprzygotowania fizycznego i chorób zdąży już zmienić Wasze płuca w rodzynki a oddech w astmatyczne rzężenie.
Proponowane tematy do kontemplacji podczas wspinaczki:
- jakie buty trekkingowe wybrałby Kierkegaard?;
- bezsensowność istnienia;
- sensowność istnienia kanap, Netflixa i chłodnych pryszniców.
Uwaga: tym razem oprzyjcie się pokusie i zdecydowanie nie obserwujcie współcierpiących turystów! Ulotne Schadenfreude może zaburzyć Wasz mozolnie pielęgnowany Weltschmerz – a tego byście nie chcieli, nicht wahr?
Punkt 9
Jeżeli uda Wam się wrócić ze szlaku, możecie już wyruszyć na dworzec. Wasze zainteresowanie dobrami materialnymi powinno się skurczyć na tyle, że zdecydujecie się na zamówienie taksówki – pomimo tego, że stawka za kilometr przekracza roczny budżet Wenezueli.
Punkt 10
Drogę powrotną do Sydney spędźcie na cichym powtarzaniu mantry „pocholere kuwamacz”. Osoby podróżujące w parach mogą sobie skracać czas dokonując wstępnego podziału majątku lub wypełniając papiery rozwodowe.
—
Jeżeli podobał Wam się dzisiejszy wpis, to już teraz z przyjemnością zapowiadamy, że kontynuacji nie będzie. Życie jest pełne rozczarowań.
8 komentarzy
Marta
22/11/2016 at 02:59Dawno nie czytałam tak fajnego tekstu podróżniczego. Kierkegaard mnie zabił! Well done :)
Kasia
01/12/2016 at 09:57świetny poradnik, na pewno skorzystam jak będę w tym rejonie :)
Piotr
18/12/2016 at 17:34Dziękuje za poradnik, coś czuje że może się przydać :) Pozdrawiam
Meridian
22/12/2016 at 11:50Haha świetny poradnik :)
Elsat
29/12/2016 at 09:42Dobre podejście :) Lepiej przyswajalny jest ten poradnik. :)
Butryk
07/02/2017 at 18:22Fakt, trzeba na takie rzeczy uważać…
Sahara saba
30/04/2017 at 08:54I like this article.I was searching over search engines and found your blog and its really helps thank you so much
Kasia Katarzyna
23/02/2018 at 22:35Trafiłam na ten wpis czekając na odjazd opóźnionego o 50 min pociągu i aż mi sie lepiej zrobiło!?