Kilka rad i propozycji na jednodniowy wypad do Wiednia – czyli co zjeść, co wypić, gdzie przysiąść w drodze do muzeum. Wpis także dla wegan i wegetarian.
Nie będziemy udawali, że jesteśmy znawcami stolicy Austrii. Dzięki pomocy znajomych udało nam się jednak trafić na kilka ciekawych miejsc, a więc przekazujemy dalej.
Gdzie spać?
Jeżeli w kieszeni hula Wam wiatr, polecamy hotele sieci Meininger. Przy całkiem dobrym standardzie oferują ceny nawet o połowę niższe od konkurencji oraz dobre lokalizacje – jeden z hoteli (o, ten!) znajduje się w odległości kilkuset metrów od głównego dworca kolejowego. Cały czas szukaliśmy haczyka w tej podejrzanie atrakcyjnej ofercie, ale wszystko było ok. Jakiś błąd w Matriksie.
Jak się poruszać?
Wiedeń jest miastem przyjaznym dla rowerzystów, a więc możecie wypożyczyć dwa kółka na dworcu i wio, jednak osobom w presji czasowej zdecydowanie polecamy komunikację miejską. Dwudniowy bilet kosztuje niecałe 14 Euro – po pierwszym skasowaniu wkładasz go do kieszeni i praktycznie możesz o nim zapomnieć, w metrze ani na przystankach nie ma bramek.
Przejazdy są szybkie i proste (zwłaszcza z pomocą Google Maps). Opisaną poniżej trasę hotel-Cafe Hummel można pokonać w ciągu kilkunastu minut.
Gdzie kupić pamiątki?
Zdecydowanie na Naschmarkt (przystanek Kettenbrückengasse). Oprócz tradycyjnej cepeliady można tutaj znaleźć stoiska z lokalnymi winami i piwami, ale też owocami i przyprawami z całego świata. Gorąco polecamy kołacze Mohnzelten, jeden z lepszych wynalazków ludzkości – niepozorne, brązowe dyski wypełnione masą makową lub orzechową. Cukrzyca instant, ale Mein Gott, jakie to dobre!
Możecie też zjeść małe lub duże co nieco w jednej z wielu ulicznych budkorestauracji, które oferują przekrój przez kuchnie różnych regionów i kultur. Targ Nachtsmarket jest otwarty codziennie z wyjątkiem niedzieli.
Dzielnica muzealna!
Jeżeli głód dalej atakuje, to przeskoczcie na ostatni punkt. W przeciwnym wypadku wyruszcie do muzeum autobusem numer 2 (kilka minut) lub pieszo (kilkanaście minut przyjemnego spaceru). Po drodze możecie obejrzeć dwie dziewiętnastowieczne perełki architektury – imponujący, neogotycki budynek ratusza oraz Parlament zbudowany na wzór greckich świątyń.
My oczywiście wbiliśmy od razu do Muzeum Historii Naturalnej (tutaj nasz wpis o cudach, jakie się w nim znajdują), jednak w Dzielnicy Muzealnej MQ znajduje się kilka innych placówek o tak bogatych zbiorach, że nie sposób ich ogarnąć w jeden dzień. Jeżeli akurat nie interesują Was zwierzaki, minerały i meteoryty w MHN, zahaczcie o Muzeum Historii Sztuki (kłania się imć Rubens, Rembrandt i inni) albo o tzw. mumok, czyli Muzeum Sztuki Nowoczesnej, gdzie można spotkać na przykład panów Warhola czy Picassa.
Jeść! Pić!
Skoro już jesteście w Wiedniu, to nie ma zmiłuj – musicie posiedzieć w kawiarni, i/lub wtrynić tort Sachera. W przerwie między muzeami skoczcie więc autobusem „dwójką” (pieszo to kolejnych kilkanaście minut) do słynnej Cafe Hummel. Skórzane siedzenia, kelnerzy z muszkami, autentyczny klimat, w gablotce z ciastami arsenał kalorycznych bomb do kawy.
Jeżeli jednak nie po drodze Wam ze sznyclami i innymi rodzajami fleischu ze schweina, to nic straconego. Po przeciwnej stronie ulicy znajduje się świątynia lokalnej hipsterki – stylowa wegańska burgerownia Swing Kitchen. Oprócz klasycznych wegeburgerów są tu też lokalne smaczki – bułki z wegańskim sznyclem i lany sok czereśniowy.
Jeżeli z kolei lubicie kuchnię azjatycką, to kilkadziesiąt metrów dalej na Albertgasse ukrywa się tajska minirestauracyjka Mamamon Thai Eatery. Kameralna atmosfera, sympatyczna obsługa, kolekcja rzemieślniczych piw w lodówce, a przede wszystkim – skromne, ale zajepyszne menu (także w wersjach wege). Ich zupa curry z makaronem podbiła nasze serca i żołądki!
W drodze powrotnej z Cafe Hummel do muzeum warto też zapolować na jakąś bardziej ambitną pamiątkę. Na pewno wyniuchacie coś ciekawego w którymś ze sklepów, butików i antykwariatów rozmieszczonych wzdłuż głównej ulicy.
P.S.
Wszystkie powyższe miejsca ogarnęliśmy w ciągu jednego krótkiego dnia – na spokojnie i bez wysiłku, bo dopadła nas grypa. Można? Można! Zachęcamy!
P.S.2
Sami na pewno niebawem tam wrócimy – chociażby po to, by dorobić do wpisu własne zdjęcia i nie zasysać materiałów z obcych instagramów ;)
1 Comment
fajnepodroze
12/09/2018 at 16:05Niedługo mam jechać do Wiednia. Dziękuję za rady :)