Znany gwiazdor zbagatelizował australijskich celników i narobił sobie kłopotów. Dzisiaj o tym, dlaczego Australia ma tak surowe przepisy i jak przejść przez odprawę celną.
Pieska afera
Ale najpierw Johnny. Wszystko zaczęło się rok temu, gdy aktor kręcił na Antypodach kolejny film z serii „Piraci z Karaibów”. W prywatnym odrzutowcu przyleciała nie tylko jego partnerka, aktorka Amber Heard, ale też Pistol i Boo – dwa pieski rasy yorkshire terrier. I tu uwaga: każdy, kto przylatuje do Australii, musi w specjalnym kwestionariuszu szczegółowo opisać zawartość swojego bagażu. Heard nie przyznała się do przywiezienia zwierząt, więc gdy w kilka dni później na Facebooku ukazały się ich zdjęcia z wizyty miejscowego salonu dla psów, rozpętało się małe piekiełko.
Australijskie władze jak zawsze pokazały, że nie kangurzą się w tańcu i że znane nazwisko nie robi na nich najmniejszego wrażenia. Barnaby Jones, minister rolnictwa i zasobów wodnych, powiedział bez ogródek, że psy mają 50 dni i dwie opcje do wyboru: „albo wypad z Australii, albo eutanazja”.
Gdy sprawa trafiła do sądu, aktorzy zrozumieli, że nie uda im się wymigać i wymiękli. Heard przyznała się do oddania fałszywego zeznania i nagrała z mężem krótkie przemówienie, w którym przepraszają za swój błąd i namawiają innych podróżnych do składania uczciwych deklaracji celnych. Wprawdzie nagranie było szczere jak przemówienia zakładników z lufą przytkniętą do skroni, ale najwidoczniej podziałało – sąd zadowolił się zawiasami i karą pieniężną.
Australia w oblężeniu
I tu docieramy do pytania – dlaczego ci Australijczycy są tak strasznie spięci, gdy chodzi o przepisy celne?
Mają ku temu bardzo dobre powody. Jak wspominaliśmy w naszym wpisie o inwazji królików, australijska przyroda rozwijała się przez miliony lat w prawie całkowitej izolacji, a więc gatunki i choroby z innych kontynentów mogą przedstawiać dla niej ogromne ryzyko. Mądry Australijczyk po szkodzie – obecne przepisy są następstwem długiego pasma porażek.
Do pierwszego naruszenia doszło 50.000 lat temu, gdy na kontynencie pojawili się Aborygeni i zjedli ówczesną megafaunę, co doprowadziło do dramatycznej zmiany ekosystemu całego kontynentu. Później – jakieś 4000 lat temu – z Azji przybył dingo, który szybko odsunął w cień miejscowe gatunki drapieżników. To jednak nic w porównaniu ze zniszczeniami, których dokonali Europejczycy oraz ich towarzysze podróży.
Lis z upolowanym torbaczem. Zródło: FeralScan
W ciągu ubiegłych 200 lat australijska przyroda otrzymywała cios za ciosem. Przez kontynent przebiegały kolejne fale inwazji, które doprowadziły do wyginięcia dziesiątek rodzimych gatunków – oprócz wspomnianych królików zagrożenie przedstawiają też koty, lisy, szczury i gronostaje, wody pustoszy europejski karp, ogromne szkody powodują azjatyckie majny oraz południowoamerykańskie ropuchy i opuncje.
Podobnie jest w przypadku chorób atakujących uprawy. Niektórych rodzajów żywności (na przykład owoców lub miodu) nie wolno przewozić nawet między poszczególnymi stanami. Na lotniskach często można spotkać specjalnie wytresowane psy, które nie szukają narkotyków ani materiałów wybuchowych, ale… jabłek i kanapek.
Jak przejść przez odprawę celną w Australii?
- Rzetelnie i starannie wypełnij formularz, który otrzymasz w samolocie. Jeżeli Twoje informacje będą poprawne, reszta pójdzie jak z płatka.
- NIGDY nie kłam i nie staraj się niczego ukryć. Lepiej zadeklarować za dużo niż za mało.
- Jeżeli zamierzasz lecieć z żywym zwierzakiem (nie polecamy), to uzgodnij uprzednio sprawę z australijskimi urzędami. Niektóre zwierzęta oddawane są do długiej, wielotygodniowej kwarantanny, co może być dla nich bardzo stresujące.
- Zanim wyruszysz do Australii, usuń z ubrań, butów i bagaży wszystkie zanieczyszczenia – błoto, kurz, przyschnięte liście itp.
- Nie zabieraj żadnych owoców, warzyw albo niezapakowanej żywności. Na pewno zostanie skonfiskowana.
- Rozważ też, czy warto przywozić jedzenie w puszkach lub innych opakowaniach. Być może celnicy pozwolą Ci je zatrzymać, ale niepotrzebnie stracisz czas na wyjaśnieniach i badaniu bagaży.
- Jeżeli nie chcesz mieć kłopotów, nie zabieraj do Australii żadnych przedmiotów i pamiątek o organicznym pochodzeniu. Trofea myśliwskie, muszelki, drewno, suszone koralowce itp. prawie na pewno przyciągną uwagę celników.
- Uważaj też z ziołami i lekarstwami pochodzenia roślinnego. Jeżeli już musisz, przewoź je w nienaruszonych, zamkniętych opakowaniach. Ze zwykłymi lekarstwami nie powinno być problemu, o ile odpowiednio je zadeklarujesz.
I punkt bonusowy:
- Nie staraj się przewozić medycyny chińskiej, ponieważ nigdy nie możesz mieć pewności, co zawiera. Badania tych preparatów regularnie wykrywają ślady nie tylko tkanek zwierzęcych (niedźwiedziej żółci, tygrysiego tłuszczu, a także skóry, sierści, rogów, nawet spermy!), ale też metali ciężkich i różnych niedozwolonych substancji (niezatwierdzonych leków i narkotyków). Pomijając często niehumanitarne metody produkcji tych „lekarstw”, naprawdę nie radzimy iść z czymś takim do celników uzbrojonych w spektrogramy i inne narzędzia do badania składu chemicznego.
Na zakończenie musimy jednak napisać, że australijscy celnicy są generalnie bardzo mili i wyrozumiali. Jeżeli na miejscu masz jakiekolwiek wątpliwości lub pytania, to pytaj śmiało, zawsze służą pomocą. Pełna profeska, uśmiech na ustach.
Jeżeli macie jakiekolwiek dalsze pytania, napiszcie do nas. Być może poszerzymy ten poradnik o kolejne punkty.
6 komentarzy
Łukasz | Kartka z Podróży
20/04/2016 at 08:33Oj tak, to bardzo ważna sprawa. Takie miejsca jak Australia lub Nowa Zelandia są przepełnione po brzegi endemicznymi gatunkami rośli i zwierząt. Czasem wystarczy przewieźć nasionka jakiegoś chwastu z Europy w błocie wciśniętym w bieżnik buta i problem na długie, długie lata.
Sam pamiętam, kiedy podczas wędrówek na Nowej Zelandii na popularnych trasach trekkingowych znajdowały się podejrzanie znajome rośliny, których w bardziej dzikich terenach nie można było spotkać. Należy rozumieć te ekosystemy i pomagać na wszystkie możliwe sposoby, żeby trwały niezmienione przez następne pokolenia.
Asia
20/04/2016 at 09:08Podoba mi się takie wyciąganie wniosków z wcześniejszych doświadczeń. Widać nie tylko Polacy posiadają tą cechę kombinowania i brylowania wokół cienkiej granicy prawa. Jedziesz gdzieś? Dowiedz się, co możesz a co nie, albo zrezygnuj.
Ines
20/04/2016 at 09:59Hahahah. Uśmiałam się :) Nie słyszałam wcześniej o „yorkowej” aferze z Deppem w roli głównej. W świetny sposób połączyliście rozrywkę przy czytaniu z pożytecznym info.
Jeśli chodzi o pamiątki takie jak muszelki, rogi etc to sytuacja ma się chyba podobnie wszędzie poza Europą. Za przywóz do Polski z Meksyku muszelki wielkości małego paznokcia można ostro beknąć. Gatunek stworzenia, do którego należała może znajdować się na międzynarodowej liście gatunków zagrożonych wyginięciem, a jako, że posiadamy coś takiego to jesteśmy uznawani za odpowiedzialnych za śmierć takiego stworzonka. Wtedy z kolei – ręka, noga, mózg i portfel na ścianie.
Dominika
20/04/2016 at 21:54Dobrze wiedzieć! Co prawda nie wybieram się w najbliższym czasie do Australii, ale warto mieć na uwadze. Pomocny post!
Hana
24/04/2016 at 17:11Australia to stan umysłu ;) Ale to dobrze, że mają takie przepisy, australijska przyroda jest naprawdę cudowna i wyjątkowa i nie dziwię się, że chcą ją chronić! Ale na Johnnym się bardzo zawiodłam, to mój ulubiony aktor. :( I nie zawiodłam się przez te psy, tylko przez ten beznadziejny filmik. Myślałam, że stać go na więcej :P
Ewa
23/05/2016 at 03:49Lekka przesada… mimo wszystko.