„Hej, Ali Baba, ty się zgubić? Ty przyjaciel, ja pomóc. Pokazać główny rynek.” – uśmiechnięty młody Arab woła łamaną angielszczyzną, poklepuje mnie po ramieniu i rusza. To nasz pierwszy dzień w Marrakeszu, od pół godziny dobrowolnie błądzimy w labiryncie targu i w sumie nie chce nam się wychodzić. Ale skoro tak chcą pomagać, to czemu nie … Marokańczyk prowadzi nas przez kilka zakrętów, zatrzymuje się i ponownie szczerzy zęby „Teraz łatwe, mój przyjaciel. Prosto, prosto, tam w lewo, na końcu prosto, w lewo, w prawo i jeszcze te uliczki tam i są na miejscu. Dziesięć euro.” Witaj w Marrakeszu.